7 lis 2007

Auta.cc

Niedawno powstał blog motoryzacyjny współtworzony przez mojego brata. Można tam znaleźć ciekawe nowinki ze świata motoryzacji jak i rzeczy, o których wiemy lub słyszeliśmy ale zawsze chętnie przeczytamy.
Zapraszam na auta.cc

18 paź 2007

Przede wszystkim muszę się pochwalić że mój starszy brat został szczęśliwym ojcem po raz drugi w swej karierze i pewnie nie ostatni:) MALINA!


Brak postów w ostatnim czasie, nie oznacza brak interesujących wydarzeń tu w Danii, ba wręcz przeciwnie. Zacznę od początku, czyli od kolejnych regat, w których miałem okazje brać udział. Tym razem były to regaty weekendowe, w sobotę wyścigi do złudzenia przypominały te z ostatnich, kolejność na mecie również ta sama. W niedziele natomiast miał miejsce wyścig długodystansowy, poza fiordy. Widoki niesamowite, pracy jeszcze więcej bo nie było etatowych załogantów i poza sternikiem byłem jedynym który jakoś ogarniał tą łódkę, więc większość czynności należała do mnie, na halsówce musiałem najpierw ustawić foka, dobrać grota, regulacja outholu i kanningamu też do mnie należała. Pa pełnym, kontrolowałem spina, przekładałem bom podczas ruf, ogólnie wszyscy sie ubierali, a ja rozbierałem. Doświadczeń trochę wyniosłem, nauczyłem sie o lokalnych zmianach, które są na tym akwenie a OLE(sternik)dobrze zna.
FOTO

Tydzień później.... zadebiutowałem w roli piłkarza:) w 3 od końca lidze duńskiej(od początku chyba 6 czy 7) i choć boisko nie można nazwać wielkim stadionem to i tak 2 drużyny w jednakowych strojach, sędziowie, ekstra trawusia i 20 kibiców na trybunie sprawiało że serducho mocniej biło. Przez trenera zostałem ustawiony jako rozgrywający wraz z Duńczykiem Johanem. Moja gra była absolutnym niewypałem i w przerwie zostałem zmieniony. Większych pretensji od trenera nie było bo cały zespół grał źle i od 5 min w 10-tke, a nasza gra polegała na wybijaniu piłki z własnego pola karnego na środek boiska gdzie walczyłem o górna piłkę z 10cm wyższymi ludzikami.. Mecz zakończył się cudownym wynikiem.. 5:0 dla rywali. W kolejnym meczu wszedłem na ostatnie 30 minut i moja gra była już zdecydowanie lepsza, grałem jednak na lewym skrzydle a nie w środku. Sezon kończy się w tą niedziele jednak przez to że pracuje nie będę mógł zagrać.

W ostatnich dwóch tygodniach było trochę czasu na wojaże pierwszą wyprawą był lego land, świat klocków zaczarował mnie i moich towarzyszy(Milena, Ola, Ziemniak) i tak jak kiedyś z chęcią się nimi bawiliśmy, podziwiając budowle wykonane przez park.

Druga wyprawa to przede wszystkim uzależnienie od adrenaliny. Wybraliśmy się do niemieckiego heide parku gdzie jest największy drewniany rollercoaster na świecie na którym osiąga się 120km/h. Na nim wygrałem skrzynke piwa od kumpla bo założyłem się że przejade całą kolejke z rękami w górze. No i się udało. Rajdem który nas całkowicie zafascynował była wieża scream! Wieżdżasz 70 metrów w górę i spadasz 2 s swobodnie. Ludzie po 1 razie wychodzili my zjeżdzalismy z 25 razy.. wow.

A teraz miły filmik z heide parku na koniec

23 wrz 2007


Dziś wracając po pracy, w niezbyt radosnych humorach, spotkaliśmy coś co nam te humory Poprawiło!!! Karmiłem, głaskałem, WOW, mamo mogę mieć takie zwierzątko w domu?

19 wrz 2007

Wtorkowy wieczór, a może późna część dnia, wiatr około 5B, niebo czyste z kilkoma tylko chmurkami, wymarzone warunki do żeglarstwa. Jadę do portu, na wcześniej nagrane regatki, ledwo co zdążyłem do niego wjechać, już sternik o imieniu OLE zaprasza mnie na łódkę, rozpoczynamy taklowanie, pokazuje mi co i jak, trochę sie mieszam szczególnie przez brak znajomości angielskich nazw różnych pierdół, szekli, knag, itp. Mimo wszystko jakoś idzie, powoli dochodzą dwaj pozostali załoganci i razem już kończymy taklowanie. wypływamy z portu wstawiamy żagle, ale pomniejszone- grot o 1 ref, genua mniejsza tylko 31m2 :-). Na przećwiczenie czegokolwiek nie ma czasu, uczę się wszystkiego już w czasie fazy przedstartowej. Wraz z drugim załogantem, imienia nie pamiętam( nie sposób duńskie imiona powtórzyć a co dopiero spamiętać), zostałem przydzielony do trymowania foka, myślałem na początku że jeden do jednego drugi do drugiego, jak sie później okazało obydwaj do jednego, siły na żaglu olbrzymie, powierzchnia robi swoje, siły w rękach z każdym zwrotem mniejsze. Startujemy ładnie, co prawda ze środka i jest mała możliwość swobodnego wyboru trasy halsowania, ale na pełnej prędkości. Od razu uformowała się 4 jachtowa czołówka, która po chwili zaczęła się rozjeżdżać ze względu na różnice w wielkościach, bo każdy jacht był inny, a do policzenia wyników służy jakiś duński przelicznik(coś w rodzaju IMS). Na górną boje wchodzimy na 4 miejscu, przez parę minut sternik zastanawia się czy wrzucamy spina, ku mej radości, decyzja jest twierdząca. Wciągam spina ile mam sił, booom, od razu zaczął działać, 70m2 żagla robi wrażenie, ale 2 metrowe fale wytwarzane za rufą przez nasz jacht jeszcze większe. Czuje że żyje. Rufa, chwila strachu przy ogromnym przechyle i ciągle pracującym spinie... na boje wchodzimy bez zmian, utrzymując dystans do liderów, halsówka bez większej historii, ja bym popłynął inaczej, ale to i tak nie ma większego znaczenia bo możliwości jachtu nie pozwalają na dogonienie przeciwnika na wodzie, dopiero można na coś liczyć na lądzie. Zwroty kosztują wiele zdrowia, ale satysfakcja? gwarantowana. Kolejna boja, pełny, halsówka, meta. Wrażenia przednie, z nie cierpliwością wyczekuje kolejnego wtorku.

11 wrz 2007

3....2....1....start

Zaczeło się! Tu w Danii już drugi tydzień nauki leci, a przecież w Polsce studenciaki sie obijają, oczywiście jeśli nie emigrują. W trakcie tygodnia mam 24 godziny zajęć, z czego 4 to angielski, 4 to zajęcia pod tytułem "jak robić projekt semestralny", 6 godzin trwa coś o bazach danych, ale niestety jest to tak nudne że jeszcze nie zalapałem o co chodzi w tym wszystkim, narazie sie skupiamy na teorii, robieniu książek adresowych itd, czyli po prostu na odpowiednim porządkowaniu danych. Ostatnie 10 godzin to podstawy Javy, która chyba mi sie podoba, mówie chyba bo dopiero mieliśmy te 10 godzin z czego na 4 niebyłem bo odsypiałem urodzinowe balety.
Ale nie tylko szkoła się zaczeła, od poniedziałku czyli aż od wczoraj jestem w szkółce piłkarskiej, i będe uczeszczał na treningi 2 razy w tygodniu w poniedziałki i środy. Dziś również zacząłem biegać!!serio serio.. dobiegłem do portu i... załatwiłem sobie miejsce w załodze na regaty, które będą miały miejsce co wtorek do końca września, czyli jeszcze 2 takie wyścigi, bo 1 regaty to jeden 2 godzinny wyścig z Horsens do końca fiordów i z powrotem. A finał tych regat będzie w ostatni weekend września... będzie sie działo!! do usłyszenia.dzięki za życzenia wszystkim, którzy złożyli.

1 wrz 2007

pierwsze dni

dodałem foty do galerii z podróży, festiwalu średniowiecza i na końcu akademika w którym mieszkam, w segmencie 3-pokojowym mieszkam razem z Litwinem Renatasem, oraz chlopakiem z Polski, który niestety nie wiem jak sie nazywa.. poznaniak. Ogólnie w akademcu mieszka 160 ludzi z czego połowa to nasi pobratyńcy, co nieskalnia do nauki angielskiego, naszczęście jest druga polowa, która spełnia oczekiwania:). Narazie zajeć nie było, tylko ogólne spotkania pt:. "co i jak". Start zajęć w poniedziałek, ale do poniedzialku jeszcze daleka droga bo o 5 rano zaczynam drugi dzień pracy. Dziś jestem po pierwszym, 8 godzin czyszczenia pokoi, kibli kuchni i wszystkiego co sie brudzi w hotelu. Wkurzam się że zamiast korzystać z oferty hotelu, musze czyścić ten interes. Sam jednak najgorzej na tym całym czyszczeniu, nie wychodzę bo dostaje 50 zł za godzine, czyli stawkęminimalną w Danii. Prawda jest taka że od poniedziałku szukam czegoś bardziej męskiego, choć coż może być bardziej męskiego niż brudny pisuar? Pisząc to potrafie się z tego śmiać, jednak wiem że jutro znów bede to wyklinał czyszcząc! Dziś również pościeliłem więcej łóżek niż w całym moim życiu, w takich momentach czlowiek sobie myśli, ile pracy we wszystko wklada MAMA... pozdrowienia Mamo:). Uciekam spać, bo ostatnia doba to tylko 2h snu, 1h wstawania, 1h jechania na miejsce, 9h w pracy, 1 h powrotu etc....pozdrawiam

26 sie 2007

kierunek Dania

Po dniach spedzonych na mysleniu czy już wszystko mam, lataniu po sklepach urzędach i innych dziwnych miejscach, uświadamianiu sobie że jeszcze jest wiele do zrobienia a czasu coraz mniej, żegnaniu sie z ludzmi, których brak będe odczuwał, nadeszła noc ostatnia w Polsce (przynajmniej tak mi sie wydawało). Dopiero gdy wszystko bylo tam gdzie być powinno, niebo zachmurzyło się .Noc mało przespana, bo w głowie zaczeła się prawdziwa burza myśli, strzelająca pytaniami niczym piorunami. Do tamtej pory nie myślałem zbyt dużo o Tym jak będzie, bo za dużo rzeczy działo sie na miejscu.
Poranek standardowy, pobudka, prysznic, śniadanko, jazda do olsztyna po ostatnie cześci układanki, uściski z rodzicami, jakiś fryzjer w między czasie ( czuje sie łyso). Wsiadłem do samochodu, z głośników pozytywne wibracje Gentelman'a i 1200 km trasy do pokonania. Do Gdańska jade sam myśli na temat Danii brak, tam zabieram Michała vel Ziemniaka i jego rzeczy. Pojawiła się osoba do rozmowy, można wkońcu porozmawiać o tym co nas czeka, bo przecież jedziemy na tym samym wózku, tylko że Michał jedzie ze stromszej górki, do tej pory mieszkał z rodzicami, to będzie jego pierwszy rok samodzielności. Jeden drugiego zaczyna nakrecać jak to bedzie zajebiście, natchnieni wizją cudownego roku niezauważamy kiedy dojeżdżamy do Słupska. Miejsca odbioru ostatniego członka naszej ekipy jadącej do Horsens. Zajeżdżamy pod dom Pawła z usmiechem na ustach, witami się z nim jego rodziną w chodzimy do jego pokoju i ...... mina nam zrzednie... cały pokój w rzeczach do zabrania. Patrzymy wymownie na siebie z Michałem, nie wiemy czy śmiać sie czy płakać... wkońcu pada tekst "Paweł jedziesz na dachu". To by było najprostsze, niestety coś trzeba z tym zrobić, ładujemy rzeczy do samochodu, walcząc o każdą mała szczelinke, która zaraz zapychami czy to pasztetami, dżemami czy innymi produktami. Trochę to trwało, ale stał sie cud zapakowaliśmy wszystko, Pawła też. 200 km do granicy, w samochodzie robi się coraz weselej, Dania coraz bliżej. Mija 196 km, jestesmy 4 km do granicy, boom, dezorientacja, brak wspomagania w kierownicy.. 300 m dalej spod maski zaczyna się dymić, patrzymy na temperature... max, shit. Zatrzymujemy się, właczamy blindy wyjmujemy troj....wróć wyjmujemy rzeczy z bagażnika żeby wyjądź trojkąt który jest w miejscu na koło zapasowe..chwile później trójkąt stoi, otwieramy maske, chmury tego dnia byly nisko, szczególnie te z naszej chłodnicy. Potok bluzgów z mych ust wylatuje... całkiem nieswiadomie. Moja wiedza na temat samochodów, żadna. Dzwonie do Taty, nie raz i nie dwa tylko 15 bo niestety w ogonkach zasięgu nie ma, a stacjonarnego nikt nie odbiera. Odzewu brak. Złość rośnie w tępie astronomicznym. Decydujemy że jedziemy do stacji benzynowej. Jade z górki na wyłaczonym silniku, bezsilność. Jest stacja. Tato dzwoni, diagnoza szybka i krótka, pasek klinowy, uff, szybka wymiana i do przodu.. niestety nie tym razem. Dzwonimy do mechanika żeby naprawił, odpowiedź jest bolesna, dziś już nie, odezwijscie sie rano. My jednak nie dajemy za wygraną, dzwonie do Kini , proszę by wyszukała wszystkie pomoce w okolicy Szczecina, dostajemy duża ilość numerów. za każdym razem odpowiedź taka sama, RANO. Ostatnia noc w Polsce.. to ta w domu.. no niestety nie, to ta spedzona na stacjii benzynowej w samochodzie, przekręcając sie z boku na bok co 15 minut, sztywnym karkiem i pedałami... przy nogach. Zasypiamy mimo że jesteśmy rozgoryczeni tym co sie stało, przed paroma godzinami rozmawialiśmy jak to bedzie zajebiście, teraz nastroje pochodzą z drugiego bieguna.. wieje chłodem. Złość.
Piątek. Pobudka wczesna. 6:00, tym razem poranek inny niż wszystkie, jedziemy do mechanika, jedziemy tak by nie zagotowac silnika, wygląda to tak ze jedziemy kilometr stajemy czekamy 15 minut i kolejny, o 7:30 meldujemy się na miejscu. 4 km pokonaliśmy w troche ponad godzine.
O 8 mechanik patrzy an nasze auto, dzowni po pasek klinowy, który jest dostarczony o 9, mechanik bierze się do roboty, kończy o 11, nie niestety nie kończy bo pasek jest za luźny, zamawia nastepny, mija nastepna godzina, a wraz z nią przybywa złości. Tym razem wymiana zajmuje dużo mniej czasu. Wszystko ok, jedziemy, jedziemy, za 2 km już nie jedziemy, temperatura podeszła znów do czerwonego, powrót do mechanika. Diagnoza szybka, chłodnica nie pompuje płynu, zalewamy chlodnice płynem bezpośrednio i niestety okazuje się że cieknie, chlodnica do wymiany, ręce opadają.
Dzwonimy po warsztatach, sklepach by kupić chłodnice i znów wiadomosci zwalają nas z nóg, chłodnica może i będzie ale nie dziś czy jutro ale w poniedziałek, Michał rozważa możliwość powrotu, sytuację jeszcze bardziej podgrzewają telefony rodziców, którzy cały czas dzwonią i pytają co i jak? Wreszcie znajdujemy używaną chłodnice, by sie upewnić że wymienimy ją na dobrą wyjmujemy starą chłodnicy, wyjmujemy ją sami bez pomocy mechanika, bo oni nie mają na nas czasu bo mają inne zlecenia, idzie łatwiej niż sie spodziewaliśmy. Wsiadam w takse i jadę po chłodnicę, chłopaki z niecierpliwością czekają na mój powrót. Chłodnica okazała się dobra, pierwsza dobra chwila od 20 godzin. Wracam, montujemy chłodnice, jedziemy.
Bez problemu mijamy granice. Reszta drogi to czas ciągłego spoglądania na wskaźniki temperytury, ale też czas prostej autobany. 6 godzin i jesteśmy na miejscu, a konkretnij na dworcu, to tu umówiliśmy się z Rafaelem, który okaże sie naszym polskim Rafałem. W raz z nim jedziemy do akademika, Kamtjatka (nazwa wywodzi sie od tego że jest usytuowany "daleko" od szkoły, 40 minut spaceru), Wchodzimy do pokoi i .. wow nice place. zdjęcia w galerii. Rozpakowujemy rzeczy, spotykając tłumy Polaków, właściwie to spotykamy samych Polaków. Szybki prysznic i juz meldujemy się na dziedzincu, pierwsza imprezka zapoznawcza, przez brak sił po podrózy jest ona krótka ale przyjemna. Dochodzi do nas że jesteśmy na miejscu, spokojni, szczęśliwi, wyczekujemy najlepszego roku w życiu. OBY..

11 kwi 2007

moje galerie

w googlach stworzyłem swoją galerie, w miare możliwości będę starał się coś tam umieszczać... nazazie świeci pustkami..
Galeria

9 kwi 2007

początek

DziŚ zaczynam sie w to bawić. A skoro tak to rewelacji nie będzie:)