19 wrz 2007

Wtorkowy wieczór, a może późna część dnia, wiatr około 5B, niebo czyste z kilkoma tylko chmurkami, wymarzone warunki do żeglarstwa. Jadę do portu, na wcześniej nagrane regatki, ledwo co zdążyłem do niego wjechać, już sternik o imieniu OLE zaprasza mnie na łódkę, rozpoczynamy taklowanie, pokazuje mi co i jak, trochę sie mieszam szczególnie przez brak znajomości angielskich nazw różnych pierdół, szekli, knag, itp. Mimo wszystko jakoś idzie, powoli dochodzą dwaj pozostali załoganci i razem już kończymy taklowanie. wypływamy z portu wstawiamy żagle, ale pomniejszone- grot o 1 ref, genua mniejsza tylko 31m2 :-). Na przećwiczenie czegokolwiek nie ma czasu, uczę się wszystkiego już w czasie fazy przedstartowej. Wraz z drugim załogantem, imienia nie pamiętam( nie sposób duńskie imiona powtórzyć a co dopiero spamiętać), zostałem przydzielony do trymowania foka, myślałem na początku że jeden do jednego drugi do drugiego, jak sie później okazało obydwaj do jednego, siły na żaglu olbrzymie, powierzchnia robi swoje, siły w rękach z każdym zwrotem mniejsze. Startujemy ładnie, co prawda ze środka i jest mała możliwość swobodnego wyboru trasy halsowania, ale na pełnej prędkości. Od razu uformowała się 4 jachtowa czołówka, która po chwili zaczęła się rozjeżdżać ze względu na różnice w wielkościach, bo każdy jacht był inny, a do policzenia wyników służy jakiś duński przelicznik(coś w rodzaju IMS). Na górną boje wchodzimy na 4 miejscu, przez parę minut sternik zastanawia się czy wrzucamy spina, ku mej radości, decyzja jest twierdząca. Wciągam spina ile mam sił, booom, od razu zaczął działać, 70m2 żagla robi wrażenie, ale 2 metrowe fale wytwarzane za rufą przez nasz jacht jeszcze większe. Czuje że żyje. Rufa, chwila strachu przy ogromnym przechyle i ciągle pracującym spinie... na boje wchodzimy bez zmian, utrzymując dystans do liderów, halsówka bez większej historii, ja bym popłynął inaczej, ale to i tak nie ma większego znaczenia bo możliwości jachtu nie pozwalają na dogonienie przeciwnika na wodzie, dopiero można na coś liczyć na lądzie. Zwroty kosztują wiele zdrowia, ale satysfakcja? gwarantowana. Kolejna boja, pełny, halsówka, meta. Wrażenia przednie, z nie cierpliwością wyczekuje kolejnego wtorku.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

I jak poszło?
Jak to się przelicza?

Filip pisze...

Jak to sie przelicza to nie wiem, nie pytałem się, oficjalnych wyników też nie znam, sternik tylko powiedział że aby być lepiej niż 4 musielibyśmy być bliżej czołówki,